Recenzja filmu

Jak całkowicie zniknąć (2014)
Przemysław Wojcieszek
Agnieszka Podsiadlik
Pheline Roggan

Made in Berlin

W pędzie do realizacji filmu uniwersalnego, nieobciążonego lokalnym bagażem jak "Sekret" czy "Made in Poland", twórca przedobrzył chyba w drugą stronę. Zrobił ciekawy, hipnotyzujący film o
Przemysław Wojcieszek od zawsze obnosił się ze swoim muzycznym gustem. Wystarczy wspomnieć cytujące The Smiths "Głośniej od bomb" czy jazgoczący punkową estetyką "Made in Poland". W tytule "Jak całkowicie zniknąć" – najnowszego filmu reżysera – słychać z kolei inspirację Radiohead. O ile smutne wynurzenia Morrisseya w dość oczywisty sposób stanowią duchowy przewodnik wrażliwych chłopców, takich jak bohater "Głośniej...", a szybkie rytmy i głośne gitary z "Made in Poland" gładko rymują się z buntem protagonisty tamtego filmu, o tyle obecność na tapecie zespołu Thoma Yorke'a przynosi nieco mniej określony zestaw konotacji. Ale to dobrze.

Jednym z problemów Wojcieszka bywało nieraz to, że jego realizacje dawały się zbyt łatwo "przypiąć". Twórca maszerował ze swoimi intencjami na wierzchu, z podniesionym czołem, prosto do piekła nadmiernych oczywistości. Dlatego cieszy fakt, że nad jego nową produkcją nie powiewa kolejny sztandar "a teraz zrobię film o...". Brakuje bowiem bezpośredniego przełożenia między spokojnym walczykiem z płyty "Kid A", który stopniowo rozwija się w istną symfonię melancholii, a historią dwóch kobiet włóczących się nocą po Berlinie. Radiohead niesie co prawda ze sobą własny bagaż skojarzeń (paranoja, alienacja, wielkomiejska frustracja), ale to wystarczająco pojemny zbiór, by nie obciążać niepotrzebnie opowieści. Cytaty z piosenki pojawiają się tu w animowanych przerywnikach; "to nie ja" czy "nie ma mnie tu" to jednak stwierdzenia zdecydowanie otwarte na interpretację.

Reżyser bardzo słusznie postanowił ograniczyć do minimum dialogi, co jeszcze spotęgowało enigmatyczny ton całości. Przez większość filmu historię opowiada praca kamery i niuanse języka ciała aktorek – a nie słowa. Brawurowa jest otwierająca sekwencja, pokazująca narastającą wzajemną fascynację dwóch obcych sobie kobiet (Agnieszka Podsiadlik i Pheline Roggan). Dynamiczne zdjęcia, nieoczywista paleta barwna (copyright by podziemia berlińskiego metra) oraz napięcie między parą wykonawczyń momentalnie wciągają nas w ten spektakl. Dziewczyny zaczynają się przekomarzać, w końcu podejmują wspólnie eskapadę przez skąpane w świetle miasto. Nad wspólnie spędzonym czasem wisi jednak widmo deadline'u: samolot, do którego za kilka godzin musi wsiąść jedna z nich.

Wojcieszek wspominał, że jednym z powodów wyboru na miejsce akcji stolicy Niemiec (a nie na przykład Warszawy) było to, że to miasto nocą nie gaśnie. Wybór to jednak nie tylko praktyczny (oświetlenie wystarczające, by móc pracować z kamerą), ale i estetyczny. "Jak całkowicie zniknąć" ma bardzo impresyjny charakter, w dużej mierze składa się z teledyskowych sekwencji prowadzonych przez obraz i muzykę (oryginalne kompozycje Julii Marcell albo dźwięki z klubów odwiedzanych przez bohaterki). To wciągający, hipnotyczny spektakl – choć trudno powiedzieć, by był szczególnie oryginalny. Fakt, wykorzystanie takiego języka kina jest wciąż świeże w polskim kontekście, ale ikonografia wielkomiejskiej przygody wydaje się zapożyczona zewsząd. Klub techno, szybki numerek na zapleczu, wspólne pamiątkowe zdjęcie pstrykane w kabinie fotograficznej – podobne rzeczy widzieliśmy już nie raz. Ale zrealizowane jest to wciąż ze swadą i wyczuciem.

Wojcieszek ma też dobrą parę nieoczywistych bohaterek. Trudno powiedzieć, czy Niemka jest wymachującą nożem łobuziarą na bakier z prawem czy po prostu zblazowaną hipsterką z dobrego domu. Polka również kryje w sobie tajemnice. Nie jest też – wbrew początkowemu wrażeniu – agresywnie szukającą partnerki na jedną noc lesbijką. Gdy śledzona przez nią dziewczyna spontanicznie ją całuje, ta krzywi się, spluwa i wykrzykuje "jesteś dziewczyną!". Ale choć reżyser nie usiłuje polityzować łopatą, podsuwa pewne tropy interpretacyjne. Przez moment wydaje się nawet, że kreśli on tu przed nami metaforę polsko-niemieckich relacji. Niemka wyznaje bowiem "boję się Wschodu" – i na sekundę zamieramy, nie wiedząc, co z tym fantem zrobić. Co też Wojcieszek chciał przez to powiedzieć? Ale wówczas dziewczyna dodaje, że boi się również zachodu, północy oraz południa... I cała intrygująca ambiwalencja filmu rozpływa się w pretensjonalną nijakość.

W pędzie do realizacji filmu uniwersalnego, nieobciążonego lokalnym bagażem jak "Sekret" czy "Made in Poland", twórca przedobrzył chyba w drugą stronę. Zrobił ciekawy, hipnotyzujący film o nieoczywistej relacji. Ale tej nieoczywistości brakuje jakiegoś pazura, punktu zaczepienia. W początkowych partiach filmu takim pazurem jest jeszcze drapieżność zalotów (?), próby sił (?), rywalizacji (?) między kobietami. Z czasem ta chropowatość rozmywa się jednak w szeregu zbyt podobnych sekwencji. Tak, transowość zakłada powtarzalność – im dalej w film, tym bardziej jednak ten trans przypomina raczej odruch bezwarunkowy niż stan jakiejś szczególnej koncentracji. Zamierzony na migotliwy, nieuchwytny film, "Jak całkowicie zniknąć" musiał pozostawiać pewien niedosyt – można więc powiedzieć, że Wojcieszek postawił na swoim. Ale to nie jest niedosyt z gatunku takich, które sprawią, że film pozostanie z nami na długo po obejrzeniu.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones